Zbigniew Płaneta

 

     Księdza Prałata Łakomego poznałem w 1963 r., we wrześniu, przy okazji ślubu mojej siostry Stanisławy, którego jej udzielił. Od tego czasu często odwiedzał mój dom rodzinny, mojego brata i siostrę. Widywaliśmy się na różnego rodzaju spotkaniach i zawiązała się między nami nić sympatii. Z przyjemnością słuchałem jego wypowiedzi, które były treściwe, zwięzłe i znaczące, obojętnie czego dotyczyły. Gdy Ksiądz Prałat zabierał głos wszyscy słuchali go z uwagą. Ja lubię budować, a Ksiądz Prałat był człowiekiem, który znał się na wielu sprawach dotyczących budownictwa. Był tez ciekawy najrozmaitszych rozwiązań technicznych i starał się wprowadzać innowacyjne pomysły. Umiał wykorzystać wszystkie możliwe surowce znajdujące się w Biadolinach. Zainteresowało go na przykład, że na polach w Biadolinach leżą ogromne głazy pochodzenia lodowcowego, ważące nawet do 7 ton. I te głazy różnego koloru wskazywał kamieniarzom, którzy cięli je w terenie. Tymi właśnie kamieniami obłożone są narożniki kaplicy cmentarnej i grobowiec gospodyni Księdza, pani Chruścielowej.   

    Cały czas miał jakieś plany, które realizował bez większego rozgłosu. Te plany dotyczyły nie tylko kościoła, ale także spraw społecznych. Jego pomysłem było wybudowanie szkoły w pobliżu kościoła, przyczynił się także do zdobycia terenu pod budowę. W zasadzie nie ma w Biadolinach obiektu, przy którego powstaniu nie byłoby jego udziału. Do kościoła prowadziła błotnista droga. Z inicjatywy Księdza Prałata powstał komitet, któremu przewodniczył mój ojciec, Władysław Płaneta. Droga powstała w latach 1967-69, ale była to zachęta i podpowiedź Księdza Prałata. To samo dotyczyło remizy, kaplicy cmentarnej czy chociaż przystanku naprzeciwko szkoły.

    Ksiądz Prałat słynął z wielkiej prostoduszności i to nie tylko w Biadolinach Radłowskich. Było wielu takich, którzy ubiegali się o chrzest czy komunię swoich dzieci właśnie u Księdza Prałata. Wyrażano się o nim jako o wspaniałym i wyjątkowym człowieku.

    Ksiądz Łakomy był bardzo skromnym człowiekiem, który zawsze siadał gdzieś na uboczu.  Każde pieniądze lokował w kościele i brakowało mu ich na rzeczy osobiste, do których nie przywiązywał większego znaczenia. Gdy wybudował plebanię, przeniósł do niej wszystkie swoje stare meble. Nie miał telewizora, przyjeżdżał do mnie lub do innych ludzi, żeby coś pooglądać. To parafianie podjęli inicjatywę kupienia mu mebli oraz własnego odbiornika. Dostarczono je na plebanię podczas jego nieobecności, więc nie protestował długo i serdecznie podziękował za dar.

     Ksiądz Łakomy traktował mnie jak przyjaciela. Lubiłem jego msze, ponieważ przeprowadzał je bardzo sprawnie i nie rozgadywał się niepotrzebnie. Podczas uroczystości pogrzebowych zostałem poproszony o pożegnanie go w trumnie, co było dla mnie ogromnym zaszczytem ale i rozterką ze względu na naszą długoletnią zażyłość.

                                         

                                    Zbigniew Płaneta